Przestrzeganie prawa ustawowego obowiązuje wszystkich, ale wykonywanie narzuconych przez nie obowiązków spada najczęściej na władze samorządowe. Tak też jest z ustawą z dnia 19 marca 2009 roku o zmianie ustawy o systemie oświaty, na mocy której to władze gminne muszą zapewnić wszelkie warunki (łącznie z finansowymi) do prawidłowego funkcjonowania szkół podstawowych i przedszkoli. W myśl wspomnianej ustawy podjęcie nauki w szkole przez dzieci sześcioletnie ma obowiązywać od 2012 roku, a samorządy gminne muszą wszystkim dzieciom pięcioletnim zapewnić obowiązkowe, roczne przygotowanie do podjęcia nauki w szkole. Pomysł dobrowolnego wysyłania do szkoły dzieci sześcioletnich, wbrew przewidywaniom wielu posłów i pani minister edukacji Katarzyny Hall, nie spodobał się rodzicom. Większość z nich podjęło decyzję, że ich dzieci pozostaną w przedszkolu. Dobra decyzja, gdyż - jak wynika ze słów starej piosenki - przedszkole uczy, bawi nas.
Objęcie obowiązkowym przygotowaniem przedszkolnym wymagało zapewnienia (bez rekrutacji) miejsc w przedszkolach dla dzieci z dwóch roczników (2005 i 2006). To spowodowało, że w wielu miastach w przedszkolach zabrakło miejsc dla młodszych dzieci. Postanowiłam przyjrzeć się jak we Wschowie została rozwiązana ta sprawa, bo jeszcze w kwietniu mówiono, że dla około 60 dzieci zabraknie miejsc w przedszkolach. Wszelkich informacji na ten temat udzieliła mi pani Barbara Nowak, Główny Specjalista ds. Oświaty w Urzędzie Miasta i Gminy Wschowa. Jak się okazało, wbrew wcześniejszym obawom, we Wschowie na dzień 5 września było nawet około 15 miejsc wolnych w przedszkolach samorządowych! Z danych demograficznych wynika, że na terenie całej gminy zameldowanych jest 916 dzieci w wieku od 3 do 6 lat. Spośród nich 457 jest w wieku od 5 do 6 lat i takiej liczbie należało zapewnić obowiązkowe roczne przygotowanie do szkoły w przedszkolach lub oddziałach ,,0” przy szkołach wiejskich. W rzeczywistości tych dzieci jest mniej, bo 17 rozpoczęło naukę w szkole jako sześciolatki a około 20 przebywa z rodzicami poza granicami kraju. Ile dzieci młodszych wyjechało, tego nie wiadomo, ale przyjmując, że jest to także około 20 dzieci można stwierdzić, że na terenie gminy mamy około 440 dzieci w wieku 3 - 4 lat i 420 w wieku 5 i 6 lat. Z powyższych wyliczeń wynika, że w gminie mamy około 880 dzieci w wieku od 3 do 6 lat. W tzw. zerówkach przy wiejskich szkołach podstawowych i punktach przedszkolnych (Lgiń, Siedlnica) nauczaniem przedszkolnym objęto około 130 dzieci. Natomiast z przedszkoli działających na terenie miasta skorzysta aż 635 dzieci, w tym także te, które zamieszkują na wsi. W trzech przedszkolach samorządowych (nr 1, nr 3, nr 5) utworzono 20 grup, do których zakwalifikowano łącznie 485 dzieci. Pozostałe uczęszczają do dwóch niepublicznych przedszkoli - u Sióstr Salezjanek gdzie są 4 grupy dla 100 dzieci i ,,Nad Stawami” - 2 grupy dla 50 dzieci. Jak powiedziała pani Barbara Nowak: ,,Dołożono wszelkich starań, aby sprostać oczekiwaniom rodziców chętnych do posyłania swoich dzieci do przedszkola. W tym celu utworzono 3 nowe oddziały w dwóch samorządowych przedszkolach - nr 1 i nr 5. Są to grupy tzw. popołudniowe, w których zajęcia w ramach podstawy programowej odbywają się od godz. 12.00 do 17.00‘’. Przyznaję, że jest to dobre rozwiązanie, szczególnie dla rodziców niepracujących. Być może oczekiwania były inne i nie wszystkim odpowiada taka forma organizacyjna. Niewykluczone też, że taka dwuzmianowość stwarza dodatkowe utrudnienia w pracy w przedszkolu. Jednak to rozwiązanie jest potrzebne tylko na ten rok szkolny, bo już za rok aż 420 dzieci pójdzie do szkoły (w tym wg rejonizacji 309 do szkół we Wschowie). Dodatkowe grupy popołudniowe zostaną zlikwidowane, przedszkola opustoszeją, a wszystkie problemy z przejściowym wyżem demograficznym będą miały szkoły. Muszę dodać, że niemały wpływ na możliwość utworzenia dodatkowych grup popołudniowych było wcześniejsze wprowadzeniu opłat za dodatkowe godziny korzystania z przedszkola. To co wzbudziło niemal w całym kraju wiele kontrowersji, we Wschowie zostało wprowadzone już od 1 stycznia 2010 roku. Nie było protestów, ani większej burzliwej dyskusji z tego powodu, niemniej spowodowało to, że wielu rodziców ograniczyło do minimum pobyt dzieci w przedszkolu. Duża część z nich korzysta tylko z tego, co zapewnia samorząd, czyli z 5 godzinnej, bezpłatnej podstawy programowej lub ewentualnie dodatkowo od 1 - 2 godzin dziennie. Trochę mnie dziwi taka oszczędność rodziców, bo opłata za jedną dodatkową godzinę jest naprawdę minimalna i wynosi tylko 2 zł. Nie wierzę, że wszyscy rodzice podjęli taką decyzję ze względu na kryzys, brak pracy i biedę. Dawniej też była bieda, może nawet większa a opłaty za przedszkole istniały od zawsze i to wcale nie mniejsze niż obecnie. O ile niektóre artykuły w ustawie o systemie oświaty budzą we mnie pewne wątpliwości, to zapis o ponoszeniu kosztów za dodatkowe godziny pobytu dziecka w przedszkolu przez rodziców uważam za słuszny i konieczny. Ustawowy obowiązek finansowania działalności przedszkoli publicznych i samorządowych przez samorządy ze środków własnych to naprawdę duże obciążenie dla budżetu. Za ustawą nie idą dodatkowe fundusze, gmina nie dostaje na prowadzenie przedszkoli żadnych dotacji i subwencji. Politycy wprowadzając swoje pomysły w postaci prawa ustawowego, nie zastanawiają się nad tym kto poniesie koszty przestrzegania i wprowadzania tego prawa w życie.
Uważam, że nasze władze samorządowe całkiem dobrze i bez zarzutu poradziły sobie z obowiązkami narzuconymi przez ustawę. Obawiam się jednak, że gorzej może być z dziećmi, których ta ustawa dotyczy. Nie ukrywam, że nie podoba mi się pomysł podejmowania nauki w szkole przez dzieci sześcioletnie. Nie mam wątpliwości, że to przede wszystkim one poniosą największe koszty, będą musiały podjąć wyzwanie większe niż pani minister edukacji i wszyscy dorośli, którzy postanowili wprowadzić w życie swoje pomysły, plany a nawet marzenia. Ustawowym nakazem dzieci pięcioletnie już teraz muszą podjąć ogromny wysiłek, aby dorównać tym sześcioletnim. Muszą opanować takie same wiadomości i umiejętności programowe niezbędne do osiągnięcia dojrzałość szkolnej. Przecież ich rozwój umysłowy, fizyczny, społeczny i emocjonalny jest prawidłowy, ale na niższym poziomie niż sześciolatków. Będą musiały nadrobić jeden rok w swoim krótkim życiu. Jestem pewna, że nauczycielki i nauczyciele dołożą wszelkich starań, aby przygotować dzieci do podjęcia nauki w szkole. Jednak sądzę, że roczne przygotowanie dzieci pięcioletnich do osiągnięcia gotowości podjęcia nauki to zbyt krótki okres, aby zapewnić im pełne powodzenie w szkole. Tym bardziej, że w szkole będą obowiązywały te same co dotychczas przeładowane nadmiarem materiału programy nauczania i często źle dobrane podręczniki szkolne. Ostatnio dużo się mówi o problemach związanych z przedszkolami. Sądzę, że gdyby nie kampania wyborcza nikt z mniej lub bardziej znanych polityków nawet by o nich nie napomknął. O dzieciach, dla których powołane są te placówki i tak nikt nie wspomina. Jeden ważny poseł, prezes partii i kandydat do fotela premiera przerwał nawet ostatnie w tej kadencji obrady Sejmu, bo pozostali posłowie nie mieli zamiaru zajmować się jego projektem zmian w ustawie o systemie oświaty. Nawet pani minister Hall zaczęła wycofywać się ze swojego pomysłu objęcia wszystkich dzieci sześcioletnich obowiązkiem szkolnym. Szkoda, że ogólnopolskie poruszenie kandydatów na posłów nie dotyczy właściwie dzieci i ich potrzeb. Jak zwykle ma zadowolić dorosłych, tych wybieranych i wyborców.
Odwiedza nas 25 gości oraz 0 użytkowników.
Komentarze
PROSZĘ POZNAĆ ISTOTĘ REFORMY: od 2009 w szkole obowiązuje NOWA PODSTAWA PROGRAMOWA.Jest przyjazna małym dzieciom, zawiera znacznie mniej treści. W szkole jest czas na zabawę. Co do źle dobranych podręczników: prawem nauczyciela jest wybór. Nigdy nie dogodzi się wszystkim- każdy rodzic znajdzie mankamenty podręcznika jego dziecka, bo każdy z nas jest INDYWIDUALNOŚCI Ą i ma swoje priorytety. Nauczyciel pracuje z podręcznikiem tak, jak chce tzn. może "opuszczać" pewne karty. Nauczyciel nie realizuje podręcznika tylko PODSTAWĘ PROGRAMOWĄ. Jestem nauczycielką klas I- III z ponad 20 letnim stażem pracy.Chętnie pracowałabym bez podręcznika. Potrafię samodzielnie przygotować karty pracy dla moich uczniów. I wyobrażam sobie miny rodziców na wieść o nauce ich dzieci bez podręcznika- że będą niedouczeni, zmarnuje się ich potencjał, jak bez książki.....Ot, skrzecząca rzeczywistość.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.