Reportaż

Reportaż

Ziarenko niepokoju

Okres urlopów jeszcze trwa, jedni dopiero planują wyjazdy a inni właśnie korzystają z tego dobrodziejstwa. Ja należę do tych, którzy już wykorzystali ten czas, a teraz tylko porządkują wspomnienia, czasem rozważają, analizują, kalkulują i już planują następny urlop. Moim ulubionym miejscem wypoczynku są góry, bo to coś więcej niż piękne widoki. Góry uczą cierpliwości i wytrwałości, pomagają w pokonywaniu własnych słabości i ułomności. W górach nikt i nic nie jest w stanie popsuć mi dobrego humoru, ani nierozważni turyści, ani nagła zmiana pogody. Z wędrówek i wycieczek górskich wracam pełna wrażeń i mimo włożonego wysiłku fizycznego wypoczęta i zrelaksowana.

W tym roku urlop spędziłam (podobnie jak w ubiegłym) w Alpach Bawarskich (Wschodnich) i Salzburskich. Nie, nie jestem alpinistką i nie wspinam się na najwyższe szczyty, ale też nie omijam tych dostępnych, dobrze przystosowanych szlaków, którymi można dojść bardzo wysoko. Na szlakach alpejskich jest mniej tłoczno niż w naszych Tatrach i Sudetach, ale mijający się turyści są tacy sami. Nie ma znaczenia kto i w którą stronę idzie, tak samo jak u nas wszyscy się pozdrawiają miłym Halo, Hello lub Grüß Gott. Nieważne, że jest się cudzoziemcem, wszyscy są równi sobie, nikt się nie zastanawia kto jest kim. Czuje się wzajemne zrozumienie i serdeczność. Na szlakach nie potrzebna jest biegła znajomość języków, wystarczy mapa, odpowiedni ekwipunek, trochę wysiłku fizycznego i dobre chęci. Oprócz tego, zawsze trzeba pamiętać, że piękne, majestatyczne góry mogą być niebezpieczne dla kogoś, kto nie przejawia wobec nich szacunku i pokory. Trzeba też mieć świadomość, że z górą nie należy walczyć, bo to walka nierówna i człowiek w niej zawsze przegrywa. Przebywając na terenie Niemiec i Austrii nigdy przez nikogo nie zostaliśmy (podróżowałam z mężem) źle potraktowani. Wręcz przeciwnie, wszędzie byliśmy miłymi choć niespodziewanymi gośćmi. Kiedy prosiliśmy o foldery, ulotki lub przewodniki w języku polskim tylko na moment było zdziwienie i zakłopotanie, które natychmiast zamieniało się w uznanie, serdeczność a nawet podziw. Potem szybko następowały przeprosiny i oferta… w języku angielskim. To mi się podobało, bo traktowano nas jak Europejczyków. Co prawda nasza znajomość języków obcych jest minimalna, ale to nam nie utrudniało wędrówek po trasach i zwiedzenia tego, co zaplanowaliśmy. Mogę śmiało stwierdzić, że pozytywne nastawienie gospodarzy do nas świadczy o tym, że dawno minął czas kiedy Polacy byli postrzegani jako biedny, niewykształcony, nie znający zasad cywilizacyjnego współżycia naród.

Mój urlop był wyjątkowo udany. Jednak jest coś, co nazywam małym ziarenkiem niepokoju. Coś, co nie tylko na chwilę lekko zachwiało moim zaufaniem do niektórych ludzi, ale także nieco zweryfikowało moją wiedzę o ich zachowaniu i kulturze. Zmusiło mnie do myślenia i zastanowienia, gdzie jest granica tolerancji i wyrozumiałości, czy na wszystko można pozwolić. Czy jest sposób przeciwstawienia się pewnym zjawiskom i postawom bez   posądzenia o wrogość i nietolerancję? Jak już pisałam na szlakach górskich nie ma aż tak wielu turystów, ale do zwiedzania i obejrzenia innych ciekawych miejsc, takich jak  wodospady, twierdze a przede wszystkim liczne jaskinie, chętnych jest bardzo dużo. Aby obejrzeć największą na świecie jaskinię lodową Eisriesenwelt, znajdująca się na stromym zboczu góry Hochkogel, trzeba najpierw dojechać samochodem drogą wśród pasm górskich Hagengebirge i Tennegebirge do miejscowości Werfen. Stamtąd można wspinać się do jaskini, ale robią to tylko profesjonaliści, wytrawni alpiniści. Pozostali, przez jakieś pół godziny jadą w górę na wysokość około 1000 m bardzo stromą i kręta drogą samochodem lub autobusem. Dalej trasa podzielona jest na trzy odcinki. Najpierw wspinanie, potem prawie pionową ścianę pokonuje się kolejką linową i znów wspinanie krętymi, wąskimi czasem mokrymi i śliskimi ścieżkami. Turystów bardzo dużo, więc trzeba zachować szczególną ostrożność, tym bardziej, że na pierwszy rzut oka widać tych, którzy nie są przygotowani odpowiednio do wędrówek górskich i nie dość, że sami ryzykują, to zagrażają innym. Wśród tłumu turystów, najbardziej wyróżniały się liczne grupy muzułmanów. Nie wiem czy byli to uczestnicy  wycieczek, czy imigranci mieszkający w Austrii lub innym kraju europejskim, ale nie trudno było ich rozpoznać. Towarzyszyły im kobiety w charakterystycznych hidżabach.  Mężczyźni ubrani po europejsku a kobiety w nikabach, czadorach i burkach. Mężczyźni bardzo hałaśliwi, pewni siebie, ruchliwi. Kobiety niemal identyczne, w szarych i czarnych strojach, spokojne, z plecakami lub innymi bagażami w rękach, otoczone gromadką rozbrykanych dzieci, robiły wrażenie istot smutnych i bezwolnych. Ta grupa turystów nie uśmiechała się do pozostałych, nie pozdrawiała nikogo, nie przepraszała w razie niechcącego potrącenia. I wzajemnie, ta grupa była omijana szerokim łukiem przez pozostałych. Ja nie odsuwałam się, ale też nie próbowałam przyglądać z wielkim zaciekawieniem. W jednej chwili przypomniałam sobie małe ostrzeżenie, które usłyszałam od koleżanki mieszkającej ponad 40 lat w Niemczech - Ty się im (tzn. Arabom i muzułmanom) nie przyglądaj i nie rób im zdjęć, bo zrobią Ci awanturę i posądzą o rasizm! Kiedy słyszałam te słowa nie brałam ich na poważnie, ale nie wiem dlaczego w tym momencie zastosowałam się do rady. Chyba jednak się przestraszyłam i wolałam nie ryzykować, bo zachowanie muzułmańskich turystów na trasie nie budziło zaufania. Nie szli, ale prawie biegli, nawołując i pokrzykując na swoje kobiety, które w nieodpowiednim stroju, obarczone bagażami i dziećmi zostawały w tyle. Mężczyźni przepychali się tak, jakby mieli pobić rekord świata, albo chcieli udowodnić, że są najlepsi. Zmęczone kobiety przysiadały na kamieniach lub wąskich ścieżkach. To bardzo  przeszkadzało, ale one były obojętne, czy ktoś chce przejść i miejsca nie ustąpiły. Może przesadzam i tylko wydawało mi się, że oczy tych kobiet nie były przyjazne i jakby mówiły – i tak jesteśmy lepsze od ciebie. Wcale tym się nie przejęłam, dobrego humoru mi nie popsuło, ale moja sympatia do tej grupy malała z każdą chwilą. Obejrzałam dokładniej szczyty i upewniłam się, że nie ma śniegu, bo takie pohukiwanie mogłoby wywołać lawinę. Mało tego, przez moment pomyślałam, że to nie turyści a terroryści. Było to głupie, bo przypuszczalni zamachowcy nie starają się za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagi. Nawet się nie dziwiłam, że nikt z takimi turystami nie chciał wsiąść do kolejki linowej. Sami zrobili zamieszanie, bo ktoś z nich musiał poczekać i pojechać następnym kursem z innymi turystami, a to się im bardzo nie spodobało. Przed jaskinią następne zamieszanie, bo trzeba się podzielić na grupy i podporządkować przewodnikowi. Trudno się skupić na podziwianiu tego Cudu Natury jakim jest niewątpliwie jaskinia lodowa, nie mówiąc o słuchaniu przewodnika zagłuszanego piskami, krzykami i nawoływaniami. Nikt z turystów nie ośmielił się zwrócić uwagi muzułmanom. Nie jestem pewna dlaczego, ale być może nikt nie chciał wywoływać awantury. Podobno muzułmańscy imigranci każdą uwagę przyjmują jako obrazę i objaw rasizmu. W tym momencie żałowałam, że nie znam ani niemieckiego, ani angielskiego, nie mówiąc o arabskim. Cisnęło mi się na usta – Stile! - ale znów stchórzyłam. Nie pomogły znaczące pssytt, ciii, wymowne spojrzenia i przykładanie palca do ust. Dopiero grzeczna, ale stanowcza interwencja przewodnika uciszyła hałaśliwą grupę. Nastąpiła wielka ulga i przez ponad godzinę, we względnej ciszy i spokoju można było cieszyć oczy przepięknymi tworami natury. W drodze powrotnej można było iść spokojniej, napawać się  widokami zapierającymi dech i robić do woli zdjęcia. Muzułmanie gnali w dół jako pierwsi, bo zbliżała się godzina modłów. Za nimi tylko jakiś młody człowiek czystą polszczyzną dodał – Jeszcze brakowało, żeby napisali na tej ścianie, że ta jaskinia należy do nich. W tym momencie w zupełności zgodziłam się z młodzieńcem i jego kpiną. Czy to już objaw mojej nietolerancji w stosunku do muzułmanów? Mam nadzieję, że to tylko reakcja na głupotę i niekulturalne zachowanie w stosunku do tych, którym wydawało się, że są najważniejsi, lepsi, skutecznie tym zakłócali spokój i zagrażali bezpieczeństwu.

Uważam się za osobę bardzo tolerancyjną, wolną od uprzedzeń rasistowskich i nadal chciałabym wierzyć, że zachowanie wspomnianej grupy to czysty zbieg okoliczności, że równie źle mogli zachowywać się pseudo turyści innej narodowości i wyznania. Jednak to nie był odosobniony przypadek. Zwiedzałam jeszcze inne miejsca, gdzie zachowanie tych ludzi było podobne. Moje spostrzeżenia nie dają mi prawa do twierdzenia, że wszyscy muzułmanie są tacy sami, ale na pewno tych, których spotkałam mogę w łagodny sposób nazwać nieprzystosowanymi i niekulturalnymi turystami. Znam osoby od dawna mieszkające za granicą, które niezbyt pochlebnie wypowiadają się o muzułmańskich imigrantach. Są wśród nich tacy, którzy się ich boją i radzą unikać wszelkich kontaktów. Nie brak takich, którzy przyznają, że nie potrafią zaakceptować ani ich kultury, ani ich religii. Radzą nie schodzić im z oczu, nie ustępować we wszystkim, nie pozwalać na powszechne wypieranie kultury i zwyczajów europejskich i narzucanie własnych. To jest bardzo trudne, skomplikowane i jak widać po ostatnich wydarzeniach, bardzo niebezpieczne zjawisko społeczne. Co prawda nie dotyczy na razie nas Polaków, bo emigranci muzułmańscy nie wybierają naszego kraju jako wygodnego i dostatniego miejsca do życia. Ja nie mam powodów, żeby się bać muzułmanów. Są mi obojętni, nie jestem do nich wrogo nastawiona, ale też nie darzę szczególną estymą. Moja fascynacja górami jest tak wielka, że niechęć do tej grupy turystów jest tylko małym ziarenkiem niepokoju, które nie jest w stanie powstrzymać mnie przed dalszymi wędrówkami i podróżami. Jestem pewna, że mój następny urlop spędzę w tamtych górach i okolicach, bo są to miejsca, do których chce się wracać. Nie wiem tylko jak się zachowam, kiedy spotkam na swej drodze kolejną grupę muzułmanów, bo nie jestem pewna, czy moja chwilowa niechęć nie zostanie we mnie na dłużej.


Komentarze   

 
#1 Krystyna 2015-09-07 17:25
Brawo Janeczko - są miejsca,gdzie rządzi przyroda, a nie pseudoturyści jakiejkolwiek nacji.
 

Ostatnie komentarze

  • Rafaello diTravelfan
    Hej ! Jestem świeżo po lekturze Twojej barwnej relacji z imprezy Kolory pustynnych ...

    Czytaj więcej...

     
  • www.
    Nie do końca ze wszystkim się zgodzę, ale w gruncie rzeczy dobrze napisane i będę ...

    Czytaj więcej...

     
  • Krystyna
    Brawo Janeczko - są miejsca,gdzie rządzi przyroda, a nie pseudoturyści jakiejkolwiek ...

    Czytaj więcej...

     
  • anastazja
    świetnie autor opisuje swoje wojaże w lutym i ja lecę do Indii i trochę się ...

    Czytaj więcej...

     
  • http://www.
    Bardzo dobrze powiedziane, w wielu kwestiach się zgadzam.

    Czytaj więcej...

Gościmy

Odwiedza nas 23 gości oraz 0 użytkowników.