Jestem z założenia optymistą. Łatwo ulegam argumentom, że czarne jest białe (na odwrót oczywiście nie). Z przekonaniem i wprawą tworzę własne wersje wydarzeń i potrafię sobie wytłumaczyć, że dany postępek (mój lub kogokolwiek innego) choć z pozoru niegodziwy to jednak zastał poczyniony w wyniku dobrych przesłanek i tylko słabość ludzkiej natury spowodowała, że znowu coś poszło nie tak.
Zaczynam sobie zdawać sprawę, że to nałóg, a może nawet ułomność. Ale tak jak palacze palą bo lubią, tak i mi ciężko się takiego sposobu odbierania świata pozbyć. I analogicznie do tego przykładu - mam nadzieję, że mnie jeszcze optimicus cancer nie dopadł i mój światopogląd można jeszcze ciągle uznać za zdrowy.
Ale do rzeczy. Do tych wynurzeń sprowokował mnie Rafał Klan w tekście „Mówię: patrz trochę szerzej, patrz trochę szerzej”. Bo oto właśnie ja nie patrzę szeroko. Z tym się owszem zgadzam. Po tej lekturze powinienem popaść w depresję, która może mnie popchnąć do nieodwracalnych kroków. Pozostając nadal w swoim świecie nie mogę - zderzając się z tym tekstem - nie doznać przynajmniej jakichś potłuczeń. Z nałogu się jednak łatwo nie wychodzi i muszę wyprodukować jakąś teorię, spod ziemi wyciągnąć argumenty, by nie doznać trwałego uszczerbku na zdrowiu – by w ten sposób stawić czoła tezie, że polityka jest brudna. Tak pejoratywna ocena polityki, wraz ze świadomością, że cywilizacja nie wypracowała lepszego sposobu na organizację życia społecznego, dociska mnie do ściany i wydaje mi się przesadnie katastroficzna.
Najpierw więc zapytam się: jak bardzo jest ona (polityka) brudna? Czy samo zajęcie się polityką powoduje, że dobry człowiek staje się mniej dobry, a jednostka o złych skłonnościach całkowicie przechodzi na mroczną stronę? Czy ta profesja z zasady powoduje staczanie się po równi pochyłej w kierunku nieprawości? Czy uprawianie polityki deprawuje, niszczy osobowość? Na te pytania być może czytelnicy odpowiedzą w komentarzach – a ja mam ten przywilej, że zrobię to pierwszy.
Uważam, że sama natura dążenia do władzy i jej sprawowania może źle wpływać na człowieka, jak wiele innych oddziaływań międzyludzkich. Ale czy jest to dobry argument, by oceniać politykę i polityków negatywnie? Podobnie więc moglibyśmy ocenić procesy wychowawcze zachodzące w rodzinie, ponieważ też mogą doprowadzić do złego ukształtowania charakteru dziecka.
Dlaczego więc tę łatkę przyklejamy łatwo polityce? Tutaj przychodzi mi z pomocą pogląd o politykach (słuszny w całej rozciągłości) prezentowany przez pewnego sympatycznego kolegę z pewnej Frakcji, z którym zbyt rzadko udaje mi się podyskutować. Otóż twierdzi on, że od polityków wymagać powinniśmy znacznie więcej niż od „szeregowych” uczestników życia społecznego. Są naszymi reprezentantami, decydują o losie wielu, stanowią prawo – powinni więc być kryształowi. Dodatkowo żyją za nasze pieniądze!
Aby więc mieć pewność, że mamy do czynienia z dobrze wybranymi reprezentantami, stawiamy ich na świeczniku. Każde ich potknięcie jest błyskawicznie zauważane, zwielokrotniane i wyolbrzymiane do granic możliwości w mediach, które w pogoni za tanią lub nieco droższą sensacją dostarczają mniej wybrednym odbiorcom wypaczony obraz zepsutych polityką polityków. Natomiast ONI są podobnymi ludźmi do nas i reprezentują nie tylko nasze wzniosłe ideały, ale również nasze słabości.
I ta konkluzja, choć może z pozoru niezbyt optymistyczna, pozwala mi nadal spokojnie zasypiać. Daje bowiem nadzieję, że jeśli uda mi się zwalczyć jakąś kolejną z wad to pewnie za kilka lat świetlnych na włożonej do urny wyborczej karcie zaznaczę z przyjemnością znak X obok nazwiska osoby, która też będzie miała jedną wadę mniej.
Odwiedza nas 153 gości oraz 0 użytkowników.
Komentarze
Jest kilku ciekawych europejskich i poza europejskich myślicieli, którzy operują pojęciami polityki (tutaj szczególnie Włosi mieli swego czasu dużo do powiedzenia, vide prace Georgio Agambena).
Polityka jako dążenie do władzy, to z całym szacunkiem dla komentatora, ale to jeszcze jedna, potocznie panująca opinia, wynikająca prawdopodobnie z pewnej roli, którą się w polityce odgrywa. jeżeli jestem opozycjonistą, wtedy polityka służy tylko i wyłącznie zdobyciu partykularnych celów, jeżeli jest się u władzy, to polityka służy zupełnie innym celom. Ale to jest zbyt relatywne i mało ogólne, żeby móc za chwilę nie rozbić się w dyskusji o jakieś mało istotne szczegóły.
w każdym razie, gdyby jednak przejść na jakiś poziom uogólnienia, to zgadzam się z taką opcją w refleksji nad politycznością, że polityka to rodzaj antagonizmu pomiędzy różnymi obozami, a celem jest oczywiście hegemonia.
Brudna polityka, to zwrot dość powszechny, otwierający jakieś emocje, skojarzenia, ale - pomimo tego, że autor się do niego odwołuje, powołując się w dodatku na mój blog :) co mi oczywiście schlebia :) - ostatecznie populistyczny i dość ryzykowny.
Kanał RSS z komentarzami do tego postu.