Pod Lupą

Pod Lupą

Na zakupy

„Odzież używana”, „Tania odzież”, „Odzież na wagę” – z tego typu hasłami w witrynach sklepowych możemy spotkać w niemal każdym mieście w Polsce. Kiedyś kupowanie w nich było najzwyczajniejszym w świecie obciachem, teraz czasy się zmieniły. Lumpeksy walczą o klientów, klienci walczą o ubrania. Ciucholandy na dobre zagościły w naszym życiu. Kupujemy w nich nie tylko dlatego, że jest taniej… Każdy ma tam do załatwienia swój własny interes.

 

Chłodny październikowy poranek, siąpi deszcz, dookoła mgła. Ta ponura aura nikogo jednak nie odstrasza. Ludzi czekających na otwarcie lumpeksu jak zwykle jest mnóstwo. Pani Danusia wraz z dwiema koleżankami przeciska się w kierunku drzwi. Niektórzy krzyczą: „Gdzie lezą, na koniec kolejki!” – nie zauważają, że idą kasjerki. Wreszcie dostają się do środka zamykając sprawnie za sobą drzwi jeszcze na chwilę, zanim na dobre lumpeks „Oskar” ruszy ze sprzedażą. Robią ostatnie przygotowania.

Punktualnie o ósmej rano do sklepu wchodzi cała gromada ludzi czekających przed wejściem. Gdybyśmy nie odsunęły się od drzwi, to by nas stratowali – mówi Danka. Młodzi popychają starszych, starsi jeszcze starszych, a babcie i dziadkowie siebie nawzajem. Sędziwa i powszechna zasada „kto pierwszy ten lepszy” to główna reguła second-handów. Kto pamięta czasy PRL-u i atak klientów na sklep, w którym rzucono świeży (czytaj: jakikolwiek) towar  na półki sklepowe, może wyobrazić sobie jak teraz wygląda szał zakupów w dniu nowej dostawy do lumpeksu.

Przy wieszakach z sukienkami stoi młoda kobieta. Wygląda na trzydzieści, trzydzieści pięć lat. Kasia, bo tak ma na imię, początkowo robiła zakupy w lumpeksach tylko dla siebie. Kiedy została bez pracy, wpadła na pomysł kupowania używanych ubrań i sprzedawania ich na aukcjach internetowych. I tak to się zaczęło. Od tamtej pory nie opuściła ani jednego dnia z nowym towarem. Interes się kręci, choć działalność dość nietypowa. Najważniejsze jednak, że pozwala na utrzymanie rodziny. Na początku trzeba się wysilić i kupić ładny towar. Mówię wysilić, ponieważ do lumpeksu trzeba dojechać, odstać swoje w kolejce i znaleźć ciekawe ubrania nadające się do dalszej sprzedaży. Po przyjeździe do domu, segreguję wszystko, piorę i prasuję. Następnie robię zdjęcia. Raz na manekinie, raz na krześle, raz na balkonie, to zależy. Często muszę też czekać na dobrą pogodę, oświetlenie itp. Najgorszym etapem jest wymierzanie, robię to na podłodze, więc jest to dość niewygodne. Kiedy jednak wszystko jest gotowe, przerabiam zdjęcia, załadowuję je na serwer, sporządzam opis i wystawiam na aukcję. Miesięcznie z handlu używaną odzieżą na Allegro.pl – przy dobrych obrotach – można wyciągnąć całkiem sporo, coś około trzech tysięcy złotych. Oczywiście trzeba od tej sumy odliczyć koszty poniesione za zakupiony towar, proszki do prania i płyny do płukania, opłaty związane z handlem na witrynie internetowej i wysyłką sprzedanej odzieży. Kiedy interes zaczynał nabierać tempa, Kasia zarejestrowała własną działalność gospodarczą, dostając dotację z Unii Europejskiej na rozwinięcie własnej firmy. Za otrzymane pieniądze kupiła laptopa i lustrzankę cyfrową – przedmioty niezbędne w jej pracy.

Na co dzień specjalizuje się w odzieży damskiej. Najczęściej kupuje ubrania dużych rozmiarów. Jak mówi, dobrze jest mieć też markowe ciuchy, klienci lubią nazwy znanych firm na metce. Wszystko magazynuje w domu. Wynajęcie lokalu lub regałów wiąże się z dodatkowymi kosztami, dlatego w mieszkaniu mam specjalne skrzynie, w których chowam ubrania do sprzedaży. Często jednak nie wszystkie się tam mieszczą, wtedy trzymam je razem z moją odzieżą w szafie. Niestety praca Kasi dość często spotyka się ze złośliwymi komentarzami ze strony innych kupujących. Osoby takie jak ona zabierają zwykłym, detalicznym klientom wiele ubrań sprzed nosa. „Szerszenie” – tak nazywa się ich w ciucholandowym środowisku – nie przejmują się żadnymi obelgami. Mają przecież takie samo prawo do zakupów jak inni ludzie.

Przy wielkim lustrze stoi kilku licealistów. Śmieją się, przymierzają zabawne stroje, jeden chłopak obwiązuje koleżankę szalem typu „wąż boa”. Ci młodzi ludzie należą do grupy teatralnej, działającej przy wschowskim liceum. Przyszli tu ze swoją opiekunką koła, panią Basią. Niedługo będą wystawiać nową sztukę teatralną, muszą się do niej odpowiednio przygotować. Finanse koła nie są spore, a i uczniowie nie są w stanie znaleźć czasami czegoś odpowiedniego do spektaklu. Pomysł kupowania w lumpeksach narodził się po prostu z potrzeby – tłumaczy nauczycielka. Uciszając rozbrykanych nastolatków opowiada dalej. Niestety dość często podczas zakupów zwracamy na siebie zbyt wiele uwagi. Jak widać, traktujemy to wszystko jak jeden wielki dowcip. Takie wyjścia, nie tylko nas integrują, ale także przyprawiają o dobry humor i wspaniałe samopoczucie.

Koło teatralne nie zaopatruje się wyłącznie w lumpeksie. Ich ostatnim odkryciem jest tzw. sortownia, czyli duża hurtowania dla lokalnych lumpeksów, których w okolicy jest ponad piętnaście. Pracujące tam panie odrzucają na osobne miejsce ubrania i rekwizyty najbardziej dziwaczne i zwariowane. Jesteśmy niezmiernie zadowoleni, że możemy tam kupować. Ubrania z tego miejsca są niezwykle interesujące i bardzo nam przydatne.

Pośród flanelowych męskich koszul przewija się uczesana w kok szatynka. Jak inni również ona ostro „walczy”, szybko przerzucając kolejne wieszaki, by zdobyć godną uwagi szmatkę. Kajka, czyli Karolina, jest studentką fotografii we Wrocławiu; co kilka tygodni wraca do rodzinnej Wschowy. Często odwiedza lumpeksy. Zdobyte w ten sposób ubrania wykorzystuje w swojej pracy. Kupuję tu z przyzwyczajenia. Nie potrafię chodzić już po sieciowych sklepach, rzeczy stamtąd są dla mnie zbyt drogie i mało oryginalne, oczywiście prócz tych klasycznych, ponieważ one nigdy nie wyjdą z mody. Wszystko tutaj ma swój specyficzny klimat i to da się wyczuć. W czasie sesji fotograficznej Kajka wykorzystuje wiele ubrań, chce by każde zdjęcie różniło się od innych i przyciągało uwagę. Jej modele akceptują te pomysły. Nie mają nic przeciwko zakładaniu używanych ciuchów. Nigdy nie spotkałam się jeszcze ze złą opinią. Prędzej słyszę pytanie: Gdzie kupiłaś? I wiesz, widzę ten błysk zachwytu w oku.

Z zaplecza sklepu z tuzinem ubrań pod pachą wychodzą dwie młode dziewczyny. Powinny być w szkole. Mają sprawdzian z niemieckiego, dlatego zdecydowały się nie marnować czasu ani papieru i wybrać się na nowe łowy. My lumpeks nazywamy galerią. To normalka, że jesteśmy tu przynajmniej raz na tydzień. Zawsze wyczai się coś szałowego. Raz udało mi się dorwać rurki Lee za 7 zł. Myślałam, że padnę ze szczęścia. Normalnie za takie spodnie wybuliłabym kosmiczną cenę. Druga z nich, choć ugina się pod ciężarem nowych zdobyczy, dodaje jeszcze: Nasze miasto to wielka wioska. Jak kupisz coś w sklepie, na drugi dzień to samo ma dziesięć innych lasek. Jak kupisz coś w galerii masz pewność, że nikt tego nie będzie miał.

Zmizerowana kobieta jeszcze przed chwilą oglądająca ubranka dziecięce, stoi już przy kasie. Ma dopiero 35 lat, wygląda na znacznie starszą. Mieszka w jednej z pobliskich wsi. Musiała wstać o szóstej rano, by dojechać rowerem na czas. Dziś się jej powiodło, ma kilka siatek nowych ubrań dla swoich czterech małych psotników. Nie pracuję, jestem samotna i mam na utrzymaniu czwórkę małych dzieci. Zima tuż tuż, a one powyrastały już ze starych kurtek, musiałam im kupić nowe. Nie stać mnie na zakupy w zwykłych sklepach. Nie mam pojęcia co zrobiłabym gdyby nie było lumpeksów.

Stojąca przy kasie Danusia nie ma ani chwili spokoju. Przez jej ręce przewijają się różne sumki. Czasami 5 lub 10 złotych, czasami trochę więcej, zazwyczaj około 100, a rekordowo nawet ponad 2000 złotych. Gdy ruch się trochę uspokoi, Danka ma czas, żeby popatrzeć sobie na klientów. Niektórzy ludzie nadal wstydzą się kupowania w lumpeksach. Są zestresowani, oglądają się za siebie, a kiedy zobaczą kogoś znajomego to dla nich zupełny koszmar. Większość jednak traktuje to zwyczajnie.

Lumpomaniacy (nie mylić z lumpenproletariatem), ludzie uzależnieni od kupowania używanych rzeczy, są stałymi bywalcami w dniu, kiedy przychodzi dostawa z nowym towarem. Ich szafy pękają w szwach, ale to nie ważne. Do lumpeksu przychodzą także ci, którzy chcą się – może to trochę dziwne – po prostu zrelaksować. Popatrzą na innych, pośmieją się z nami, kupią jakiś ciuszek albo mały przedmiot i wychodzą – mówi Danka.

Przedmiot? Co jeszcze można kupić tu oprócz ubrań? Wiele różnych rzeczy. Mamy buty i torebki, ręczniki i bieliznę, a nawet serwetki, maskotki, książki i biżuterię. Kopalnia skarbów, jaskinia diamentów, styl na życie, na całe życie. Lub  po prostu sklep z odzieżą używaną. Jest jak pajęczyna, gdy raz w nią wpadniesz, trudno się potem wydostać. Dlaczego jednak nie spróbować? Nowy towar za tydzień o ósmej.

Komentarze   

 
#1 Barbossa 2011-04-21 10:47
tekst świetnie się czyta,
szkoda tylko, że występują tutaj nazwy własne typu lumpeks Oskar czy też Allegro...
 

Ostatnie komentarze

  • Rafaello diTravelfan
    Hej ! Jestem świeżo po lekturze Twojej barwnej relacji z imprezy Kolory pustynnych ...

    Czytaj więcej...

     
  • www.
    Nie do końca ze wszystkim się zgodzę, ale w gruncie rzeczy dobrze napisane i będę ...

    Czytaj więcej...

     
  • Krystyna
    Brawo Janeczko - są miejsca,gdzie rządzi przyroda, a nie pseudoturyści jakiejkolwiek ...

    Czytaj więcej...

     
  • anastazja
    świetnie autor opisuje swoje wojaże w lutym i ja lecę do Indii i trochę się ...

    Czytaj więcej...

     
  • http://www.
    Bardzo dobrze powiedziane, w wielu kwestiach się zgadzam.

    Czytaj więcej...

Gościmy

Odwiedza nas 13 gości oraz 0 użytkowników.