Od kiedy wprowadziłem się do nowego domu przy ul. Konopnickiej, słupy elektryczne z latarniami ulicznymi zawsze pobudzały moją wrażliwość społeczną. Patrząc na nie z roku na rok zastanawiałem się kiedy ktoś zauważy, że trzeba je pomalować, zakonserwować. Chociaż raz. Kadencje mijały, władze się zmieniały, a słupy stały… niemalowane! Nie doczekałem się.
Wiele razy miałem ochotę zasugerować komuś potrzebę konserwowania stalowych słupów, ale nie wiedziałem komu. Przecież z taką pierdołką nie pójdę do burmistrza… Mija w tym roku okrągłe 20 lat i właścicielom słupów nie przyszło to do głowy. Wpadł na to jedynie ktoś z mieszkańców, bo na jednym z nich są ślady farby naniesionej tam przez mieszkającego obok. Na malarski happening, zrealizowany na gminnym słupie miałem ochotę i ja, ale zaraz się zmitygowałem, że to słup publiczny, a ja prywatny i do wspinania się na słup nieprzeszkolony, ani nieubezpieczony.
Ale coś w tej materii zaczęło się dziać. Jeden „kandydat” do bycia pomalowanym już odpadł. Kilka tygodni temu w słup z lampą uderzył samochodem jeden z mieszkańców. I o dziwo, samochód wyszedł z tego zderzenia bez szwanku. Słup padł w boju i po prawie miesiącu czekania został wymieniony na nowy, ocynkowany, który malowania już nie potrzebuje. Spieszę więc z felietonem, bo sąsiadów mam krewkich, samochody mocne i za jakiś czas temat mi ucieknie.
Odwiedza nas 37 gości oraz 0 użytkowników.
Czytaj więcej...