Recenzje

Recenzje

Caribou, ,,Swim" - Niekonkretny bulgot

Jako że panicznie rozmyślam o Openerze z racji Coldplayowej tam obecności, jakoś nie potrafię chyba napisać o czymś, co z tym festiwalem nie ma związku. No i padło na Caribou, faceta, który z zawodu jest matematykiem. Życie lubi zaskakiwać.

Co mnie popchnęło do poznania tego artysty? Usłyszałam utwór Odessa.

 

Mógłby to być zwyczajnie dobry kawałek dobrego electro. Ale skoro w kółko śpiewam she can say, she can say, who knows what she's gonna say?, to myślę - warto spróbować czegoś więcej.


Przesłuchałam płytkę ,,Swim" z 2010 roku. Po jednym razie miałam dość. Zniechęciła mnie i trochę się rozczarowałam, bo nie lubię szaleć za jednym utworem, podczas gdy reszta twórczości nie tylko nie wzbudza we mnie pozytywnych emocji, ale po prostu wkurza czy drażni. Ale co, nie poddajemy się. Drugie słuchanie, trzecie i nagle załapałam, wbiłam się w ten dziwny styl i nieźle się w nim czuję.


Nie jestem tak rozgarnięta w temacie elektroniki, ale gdybym miała porównać Caribou do takiego Calvina Harrisa, powiedziałabym, że łączy ich tylko nazwa gatunku,  który tworzą. Calvin to (nie)zwykłe kawałki pląsotwórcze, natomiast Muzyka Caribou skupia się na budowaniu klimatu, nastroju nieokreśloności, dlatego tak trudno jest cokolwiek o nim napisać z sensem.


Co można znaleźć na ,,Swim"? Dziwne, powykręcane dźwięki połączone z prostymi tekstami o niej, o tym, co zrobiła czy powiedziała, itd. Trudno jest dostrzec jakiekolwiek uczucie czy liryzm w głosie Caribou, ale w końcu to elektronika, tutaj tekst nie ma tak wielkiego znaczenia, bardziej liczy się sposób, w jaki zostaje on wyśpiewany. Ten album przyciąga do siebie, chociaż tak w zasadzie niczego szalonego tam nie ma, oprócz kilku fajnych bitów, głosu przypominającego swoją mglistością Erlenda Oye i zamykającego płytę utworu Jamelia, który z kolei przypomina mi ukochane Bonobo. Ta płyta jest naprawdę popaprana. Czasem, słuchając jej, mam wrażenie, że słucham odgłosów spod wody, niekonkretnego bulgotu, z którego nagle wyłania się melodia (Kaili, Bowls). I ciężko byłoby jej słuchać, gdyby się nie pojawił na horyzoncie jakiś rytm, jakaś
normalność.

Mimo że nie wzbudza we mnie wielkiego zachwytu, polecam ten album - świetnie spisuje się w sytuacji, gdy jesteśmy zajęci, potrzebujemy się skupić, a jednocześnie przydałaby się jakaś Muzyka. Monotonne brzmienie ,,Swim" na pewno nie przeszkodzi w tym, co mamy do zrobienia.


Drugie wydanie Caribou, koncertowe, prosto z mojej openerowej wyobraźni, czyli wyciskamy wszystko, co się da z tej dziwnej elektroniki. Tak sobie myślę, że tłum ludzi nie będzie miał nic przeciwko. A zbiorowa hipnoza... Czemu nie?

 


Ostatnie komentarze

  • Rafaello diTravelfan
    Hej ! Jestem świeżo po lekturze Twojej barwnej relacji z imprezy Kolory pustynnych ...

    Czytaj więcej...

     
  • www.
    Nie do końca ze wszystkim się zgodzę, ale w gruncie rzeczy dobrze napisane i będę ...

    Czytaj więcej...

     
  • Krystyna
    Brawo Janeczko - są miejsca,gdzie rządzi przyroda, a nie pseudoturyści jakiejkolwiek ...

    Czytaj więcej...

     
  • anastazja
    świetnie autor opisuje swoje wojaże w lutym i ja lecę do Indii i trochę się ...

    Czytaj więcej...

     
  • http://www.
    Bardzo dobrze powiedziane, w wielu kwestiach się zgadzam.

    Czytaj więcej...

Gościmy

Odwiedza nas 183 gości oraz 0 użytkowników.